W odcinku halloweenowym dowiedzieliśmy się, że Alison żyje. Kiedy wszyscy mieszkańcy Rosewood opłakiwali jej tragiczną śmierć, ta tak naprawdę ukrywała się w tylko sobie znanych miejscach. Nigdy nie odeszła, zawsze była ze swoimi przyjaciółkami. Jeśli nie odwiedzała ich w odpowiednich sytuacjach (czyli takich, w których dziewczyny nie do końca były pewne, czy to, co widzą jest prawdziwe), to była z nimi "sercem i duszą". Bo tak naprawdę chce do nich wrócić. Przeszkadza jej w tym tylko jedno... no właśnie, co?
Pewnie wszystkim na myśl przyszedł Ezra. W końcu to on jest "Krótkimi Gaciami" i to on prześladuje jej przyjaciółki (no, na 99%, to w końcu PLL). Ale pomyślcie. Gdyby prawdą było to, że dziewczyna obawia się tylko tego faceta, czy sprawy wyglądałyby tak, jak wyglądają? Chodzi mi o to, że Alison sfingowała własną śmierć, pożegnała się z rodziną, przyjaciółmi i całym swoim życiem... ukrywała się i czuła strach pewnie z milion razy, a mogła przecież to gdzieś zgłosić. Myślę, że gdyby policjanci dowiedzieli się o tym, że jest prześladowana przez starszego faceta, natychmiast otoczyliby ją jakąś ochroną.
Zadałam sobie pytanie: co jeśli to nie Ezry Alison się obawia? Co jeśli boi się czegoś innego? I wtedy to do mnie dotarło. Czyjeś ciało musiało zostać znalezione. I krew musi znajdować się na czyjś rękach. Co jeśli jest dokładnie tak, jak w książce (jeśli ktoś nie jest zaznajomiony z treścią - KLIK [spoilery!]) i Courtney została zamordowana przez Alison? Na bliźniaczki wskazuje naprawdę dużo rzeczy, poza tym czyje to byłoby ciało jeśli nie siostry Ali? I jak wytłumaczymy to, że morderca Alison nie został jeszcze znaleziony? Może dlatego, że jest samą Ali. Wiem, to trochę pogmatwane... ale Ali zabiła swoją siostrę. I uciekła z miasta. Właśnie dlatego nie może wrócić.
Co o tym sądzicie?